- Macie ją znaleźć! Chcę tę zdrajczyni widzieć przed sobą jeszcze dzisiaj! – Timar uderzyl pięścia w stół. Alchemik nakładający opatrunek na jego poszarpane ramię aż się skulił po czym cmoknął wyrażając dezaprobatę dla zachowania pacjenta. Twarze tropicieli zebranych przed Timarem wyrażały zdziwienie pomieszane z niedowierzaniem. Ich dobry humor wyparował wraz z podchmieleniem w momencie gdy po powrocie do wartowni odnaleźli Timara z rozbitą głową i krwawiącym ramieniem zamkniętego w jednej z cel. Gdy zaczęła mu wracać przytomność wypił podaną mu gorzałkę i otrzeźwiał na tyle, że powoli zaczął zdawać relację z nocnych wypadków. Po wyjściu z karczmy odprowadził Souli do domu i postanowił zajrzeć do kwatery. Tam spostrzegł, że ktoś zszedł do lochu. Pomyślał, że może jeniec się obudził i zawołał wartownika. Okazało się jednak, że więzień nadal tkwił bez życia w celi, ale ku zaskoczeniu Timara, ta żmijka Mittelsoh najwyraźniej próbowała go wydostać z niewoli. Timar przyłapał ją na gorącym uczynku. A ona w ataku pełnym afektu próbowała go unieszkodliwić, raniąc ramię i rozbijając dzbanek na głowie. W ostatnim odruchu zadał jej cios nożem choć nie pamiętał dokładnie czy i na ile poważnie zdołał ją ranić. Cios w głowę pozbawił go przytomności....
- Sprawdzimy stajnię i rozpytamy wśród wartowników przy reszcie bram. Może coś zauważyli – rzucił Greggs. Wrócił z karczmy z myślą o rychlym pójsciu spać i oddalająca się coraz bardziej wizja odpoczynku była mu nie w smak. Do tego pokiereszowany Timar dający upust swojemu niezadowoleniu zaczynał być nie do zniesienia, i nic nie wskazywało na to by się miał szybko uspokoić – Kirst. Zbieraj się, idziemy – Złapał otumanionego Kirsta i wyprowadził z wartowni, uprzedzając jego ewentualne protesty. Tuż za drzwiami pociągnął go gwałtownie w kierunku najbliższego zaułka, w którym stanęli pod podcieniami narożnego budynku. Stąd meli widok na wartownię, a sami nie rzucali się nikomu w oczy. Greggs wyjął fajkę, nabił ją dzięgielem i dyskretnie zapalił. Spojrzał na Kirsta, który w tej chwili w kwestii utrzymywania pozycji pionowej w całości polegał na opinii pobliskiej ściany. Kirst podniósł rękę z wyciągniętym palcem, jak gdyby chciał powiedzieć coś istotnego, nabrał powietrza, po czym westchnął, machnął ręką i zaczął się wpatrywać niewidzącym wzrokiem w bruk.
- Kirst, pyknij sobie – mruknął Greggs z nutką sympatii dla druha z dość słabą głową i podał mu zapaloną fajkę.
- Wiszz tso, Gr..Gregsss – wybełkotał Kirst zakurzywszy – Zzawsze cie-e lubiłem... Dobry ss ciebie kumpel. – Greggs uśmiechnął się.
- Kirst – wyszeptał do niego zdecydowanie – czy mógłbyś chociaż spróbować otrzeźwieć na tyle byś rozumiał co do ciebie mowię?
- Ciiiiiiii.... Nii kszyczsz tak... – skrzywił się Kirst – Ja cie-e rosumim...Ni musiszz siee suosszcic.. – Greggs westchnął i pomyślał, że bez radykalnego podejścia Kirst do niczego mu się w takim stanie nie przyda. Zabrał Kirstowi swoją fajkę, podszedł do beczki, w której zbierano deszczówkę, wyjął z niej pełne wiadro i chlusnął w Kirsta bez ostrzeżenia. Niczego nie spodziewający się biedak runął na bruk w ataku hiperwentylacji.
- Kirst, na bogów, przestań się rzucać jak ryba na patelni – mruknął Greggs, pomagając druhowi usiąść pod ścianą – A teraz mnie posłuchaj: gdybyś został przyłapany na czymś niedopuszczalnym lub przynajmniej wątpliwie zgodnym z prawem, co byś zrobił?
- Gdybym...został...przyłapany... – Kirst powoli analizował pytanie patrząc niewidzącym wzrokiem przed siebie – Nie chciałbym być rozpoznany. Mimowolnego świadka trzeba by było usunąć.
- Dobry chłopak – uśmiechnął się Greggs klepiąc Kirsta po ramieniu – Timar twierdzi, że Mitti uciekła z wartowni po tym, jak go raniła. Nie wydaje ci się, że coś tu nie do końca gra?
- Mhm nie gra, nie gra. I to aż dwie rzeczy według mnie nie grają. – Kirst nabił swoją fajkę i ze znawstwem zapalił nieco zawilgotniały od niedawnej fali deszczówki susz – Po pierwsze, Mitti i rozbity na timarowym łbie garnek? Stać ją na wiecej.
- Nie zapominaj, że Timar próbował ją upokorzyć poprzedniego wieczoru.
- Rozmawiałeś z nią zanim wyszła. Powiedziałbyś, że była wściekła?
- Nie – Greggs rozważał zachowanie Mittelsoh - Była raczej zaintrygowana kwestią więźnia.
- Właśnie. Zaintrygowana więźniem, a nie wściekła na Timara i jego, powiedzmy, dość marny występ w karczmie. – Kirst zakurzył i dodał po chwili – To po pierwsze. A po drugie?... – spojrzał wyczekująco na Greggsa
- Po drugie...? – Greggs odpowiedział tym samym spojrzeniem.
- Czy kiedykolwiek widziałeś, żeby Mitti przed czymkolwiek uciekała?
- Sprawdzimy stajnię i rozpytamy wśród wartowników przy reszcie bram. Może coś zauważyli – rzucił Greggs. Wrócił z karczmy z myślą o rychlym pójsciu spać i oddalająca się coraz bardziej wizja odpoczynku była mu nie w smak. Do tego pokiereszowany Timar dający upust swojemu niezadowoleniu zaczynał być nie do zniesienia, i nic nie wskazywało na to by się miał szybko uspokoić – Kirst. Zbieraj się, idziemy – Złapał otumanionego Kirsta i wyprowadził z wartowni, uprzedzając jego ewentualne protesty. Tuż za drzwiami pociągnął go gwałtownie w kierunku najbliższego zaułka, w którym stanęli pod podcieniami narożnego budynku. Stąd meli widok na wartownię, a sami nie rzucali się nikomu w oczy. Greggs wyjął fajkę, nabił ją dzięgielem i dyskretnie zapalił. Spojrzał na Kirsta, który w tej chwili w kwestii utrzymywania pozycji pionowej w całości polegał na opinii pobliskiej ściany. Kirst podniósł rękę z wyciągniętym palcem, jak gdyby chciał powiedzieć coś istotnego, nabrał powietrza, po czym westchnął, machnął ręką i zaczął się wpatrywać niewidzącym wzrokiem w bruk.
- Kirst, pyknij sobie – mruknął Greggs z nutką sympatii dla druha z dość słabą głową i podał mu zapaloną fajkę.
- Wiszz tso, Gr..Gregsss – wybełkotał Kirst zakurzywszy – Zzawsze cie-e lubiłem... Dobry ss ciebie kumpel. – Greggs uśmiechnął się.
- Kirst – wyszeptał do niego zdecydowanie – czy mógłbyś chociaż spróbować otrzeźwieć na tyle byś rozumiał co do ciebie mowię?
- Ciiiiiiii.... Nii kszyczsz tak... – skrzywił się Kirst – Ja cie-e rosumim...Ni musiszz siee suosszcic.. – Greggs westchnął i pomyślał, że bez radykalnego podejścia Kirst do niczego mu się w takim stanie nie przyda. Zabrał Kirstowi swoją fajkę, podszedł do beczki, w której zbierano deszczówkę, wyjął z niej pełne wiadro i chlusnął w Kirsta bez ostrzeżenia. Niczego nie spodziewający się biedak runął na bruk w ataku hiperwentylacji.
- Kirst, na bogów, przestań się rzucać jak ryba na patelni – mruknął Greggs, pomagając druhowi usiąść pod ścianą – A teraz mnie posłuchaj: gdybyś został przyłapany na czymś niedopuszczalnym lub przynajmniej wątpliwie zgodnym z prawem, co byś zrobił?
- Gdybym...został...przyłapany... – Kirst powoli analizował pytanie patrząc niewidzącym wzrokiem przed siebie – Nie chciałbym być rozpoznany. Mimowolnego świadka trzeba by było usunąć.
- Dobry chłopak – uśmiechnął się Greggs klepiąc Kirsta po ramieniu – Timar twierdzi, że Mitti uciekła z wartowni po tym, jak go raniła. Nie wydaje ci się, że coś tu nie do końca gra?
- Mhm nie gra, nie gra. I to aż dwie rzeczy według mnie nie grają. – Kirst nabił swoją fajkę i ze znawstwem zapalił nieco zawilgotniały od niedawnej fali deszczówki susz – Po pierwsze, Mitti i rozbity na timarowym łbie garnek? Stać ją na wiecej.
- Nie zapominaj, że Timar próbował ją upokorzyć poprzedniego wieczoru.
- Rozmawiałeś z nią zanim wyszła. Powiedziałbyś, że była wściekła?
- Nie – Greggs rozważał zachowanie Mittelsoh - Była raczej zaintrygowana kwestią więźnia.
- Właśnie. Zaintrygowana więźniem, a nie wściekła na Timara i jego, powiedzmy, dość marny występ w karczmie. – Kirst zakurzył i dodał po chwili – To po pierwsze. A po drugie?... – spojrzał wyczekująco na Greggsa
- Po drugie...? – Greggs odpowiedział tym samym spojrzeniem.
- Czy kiedykolwiek widziałeś, żeby Mitti przed czymkolwiek uciekała?