Meerlandia

"- Gdy miłość jest jedyną rzeczą, o którą warto walczyć, co masz do stracenia?
- Siebie - odparła z gorzkim uśmiechem..."

Bezpretensjonalne opowiadanie fantasy...

czwartek, 24 listopada 2011

Część osiemnasta

               Ambasador Meerlandii w Alturmis Grindsert chwalił sobie swoją posadę. Co prawda na stare lata brakowało mu nieco nadmorskiej bryzy Meerlandii, ale przynajmniej atmosfera Alturmis nie wywoływała u niego ataków apopleksji, tak jak to podobno działo się z urzędnikami na placówce w Rovalii. Tamtejszy konsul został odwołany po zaledwie trzech miesiącach w stanie skrajnego wyczerpania psychicznego. Podobno po powrocie do kraju zasypiał dopiero po trzecim pianiu kura.
Stosunki panujące między Meerlandią i Alturmis, jakkolwiek nie do końca idealne, nie szargały nerwów ambasadora. Ewentualne spory na tle handlowym udawało się ambasadorowi rozwiązywać dość sprawnie z pomocą i życzliwym zaangażowaniem tutejszego namiestnika. Wewnętrzne trudności państwa ograniczały się do pijackich burd, ataków złodziejskich i skrytobójczych oraz pomniejszych występków. Zatem nic nadzwyczajnego w ramach sporej metropolii z dużą rozpiętością majątkową wśród mieszkańców. Tym większym zaskoczeniem była dla ambasadora wiadomość o zatrzymaniu przez oddział zwiadowców i osadzeniu w lochu jego rodaka i to w oparciu o zarzut napaści. „Pewno jakieś nieporozumienie, które uda się szybko i bezboleśnie wyjaśnić” – pomyślał Grindsert chowając przyniesioną mu z samego rana notkę dotyczącą sprawy. Nieśpiesznym krokiem wyszedł z domu, wsiadł do lektyki i kazał się zanieść do pałacu namiestnika Ferlanda.
Ferland wyraźnie oczekiwał wizyty. Ambasador został bez zbędnego przedłużania wprowadzony do gabinetu namiestnika, i przywitany przezeń uprzejmie choć bez nadmiernej wylewności.
- Drogi ambasadorze – Ferland uścinął dłoń Grindserta – Jakże sie miewasz?
- Miewam sie nieźle, choć nie ukrywam, że i gorsze i lepsze dni mi się zdarzały – Grindsert opadł na wskazane mu krzesło. Farland pokiwał głową.
- Nie trudno jest mi się domyślić co cię sprowadza do mnie. Może coś ciepłego do wypicia? – kurtuazyjnie wtrącił namiestnik
- Nie odmówię. Jesień przestała nas rozpieszczać słońcem, co w przypadku starych kości nie pozostaje bez oddźwięku – Grindsert roztarł dłonie i wziął podany mu kubek parującego naparu – Przyznaję, że aresztowanie meerlandera na ziemiach Alturmis nieco mnie zaskoczyło.
- Bez wątpienia jakaś pomyłka, którą uda się naprawić niezwłocznie – odparł Farland podchodząc do stołu i biorąc ze stosu papierów jedną kartkę – Właśnie w tej sprawie wezwałem lorda Coulfordta na spotkanie w trybie natychmiastowym. Coulfordt pełni funkcję sekretarza do spraw bezpieczeństwa i porządku – dodał namiestnik, spogladając na ambasadora ponad drobnymi okularkami usadowionymi na końcu prostego wąskiego nosa – Obiecał przedłożyć sprawozdanie jak tylko zapozna się z raportem wartowników pełniących służbę zwiadowczą minionej nocy.
- Brzmi obiecująco – odparł Grindsert sącząc wrzątek z kubka – Muszę nadmienić, że nie umknęły mojej uwadze słuchy, krążące od rana w mieście. Szukają jednej tropicielki – ambasador uważnie przyglądał się reakcji Farlanda na te rewelacje. Namiestnik pośpieszył z odpowiedzią z niezakłóconym spokojem i profesjonalizmem
- Tak, istotnie. Z tego co mi wiadomo, wywołała zamieszanie w wartowni przetrzymującej meerlandera. Również co do tej stytuacji oczekuję wyjaśnień Coulfordta. Jak już wspomniałem przybędzie tu z najświeższym raportem. Spodziewam się go w ciągu najbliższej godziny.
- Pozwolę sobie zapytać, czy zdarzały się już wcześniej tego typu incydenty z jej udziałem?
- To pierwsza taka niesubordynacja w jej przypadku o ile mi wiadomo. Niestety fakt, iż zbiegła z miasta nie pracuje na jej korzyść. Oczywiście rozpatrzymy okoliczności łagodzące, o ile takowe wystąpią. Podejrzewam, że to jakiś niefortunny splot wypadków, z którego szybko się wytłumaczy, umożliwiając nam jednocześnie niezwłoczne uwolnienie obywatela Meerlandii.
- Z kobietami nigdy nic nie wiadomo – mruknął z poczciwym uśmiechem Grindsert – W każdym razie mam nadzieję, że ten incydent pozostanie jedynie niewielkim zgrzytem w naszych relacjach – Ambasador podniósł się z krzesła i zaczął kierować się ku drzwiom. Farland kroczył obok niego. Tuż przy wyjściu Grindsert zwrócił się do namiestnika i uścisnęli sobie dłonie.
- Swoją drogą to nieco zaskakujące działanie ze strony władz Alturmis – rzekł Grindsert z ręką na klamce – Zakładacie, że dziewczyna wplątała się w niegroźny incydent, tylko pozornie mogący mieć poważne skutki. Ja sam, mając na względzie, że jak dotąd nie weszła w konflikt z prawem, potraktowałbym całą sprawę wyrozumiale, licząc, iż zrozumiawszy swój błąd ta tropicielka spróbuje się sama wytłumaczyć.
- Jak już wspomniałem – Farland poprawił okularki i spojrzał szczerze na ambasadora -  liczymy, że postąpi rozsądnie i udzieli nam niezbędnych wyjaśnień jak tylko otrząśnie się z ewidentnego szoku, który musiał wpłynąć na jej decyzję o oddaleniu się z miasta.
- Po cóż zatem porozwieszano w mieście te niefortunne listy gończe z zawrotną nagrodą za jej głowę? Pomijając sumę przyciągającą uwagę wszystkich mentów społecznych, zaskoczeniem dla mnie było dostrzec na tychże obwieszczeniach twoją, drogi Farlandzie, sygnaturę. To działanie, pozwolę sobie zauważyć, dalekie jest od wyrozumiałości – Ambasador skłonił głowę i wyszedł z gabinetu namiestnika. Odniósł wrażenie, że ostatnia uwaga zachwiała nieco właściwym namiestnikowi spokojem.