Meerlandia

"- Gdy miłość jest jedyną rzeczą, o którą warto walczyć, co masz do stracenia?
- Siebie - odparła z gorzkim uśmiechem..."

Bezpretensjonalne opowiadanie fantasy...

piątek, 14 stycznia 2011

Część dziewiąta

Wichura świstała po ulicach Alturmis w najlepsze. Przeganiała coraz gęstsze chmury, zasłaniając gwiazdy i żółty sierp ksieżyca. Naciągnęłam płaszcz i ruszyłam w kierunku wartowni. „Też sobie znalazł czas na chwalenie się nową niewiastą” mamrotałam w myślach. „Jak już to z fasonem, a co! Przed cała kompa.....” Trudno było o dogodniejszą sytuację. Kwatera tropiceli praktycznie pusta i jeszcze chwila minie zanim zmienimy wartę. Pokusa poruszyła motylki w brzuchu. Ruszyłam zdecydowanym krokiem. Jakby od niechcenia weszłam do wartowni i dałam znać dyżurującemu Manni’emu, że przejmę jego nocną zmianę. Gdy tylko kroki Manni’ego ucichły na piętrze chwyciłam pęk kluczy, zapaloną świecę i zeszłam do lochu. Wycie wiatru do pewnego stopnia maskowało szczęk przekręcanych zamków. Uchyliłam drzwi do celi meerlandera. Brak jakiejkolwiek reakcji z jego strony sugerował, że więzień śpi i to głębokim snem. Weszłam do środka by lepiej mu się przyjrzeć w nikłym świetle świecy. Leżał w dziwnej pozycji, od której musiał nabawić się odrętwienia mięśni. „Kompletnie nieprzytomny” pomyślałam i przyblizyłam świecę do jego twarzy. Spod półprzymkniętych powiek wyzierały białka jego oczu, a szczęki były zaciśnięte. Na ustach miał resztki piany...
– Nikt cię nigdy nie uczył czym grozi ciekawość? – znajomy głos wywołał ciarki na moich plecach. Odwróciłam się gwałtownie i stanęłam twarzą w twarz z Timarem – Zastanawiałem się kto się skusi i zajrzy do naszego jeńca. Większość tropicieli w karczmie, nadzwyczajny stopień poufności obejmujący całą sprawę i dowódca zabawiający się w najlepsze z nową panienką przy piwie. Ktoś musiał się połaszczyć. Byłem tego pewien.
- Jesteś zaskoczony?
- Bynajmniej. Zawsze byłaś najbystrzejsza pośród tej bandy tępawych osiłków. Musiałaś nadrabiać głową braki w sile mięśni. Czy przyprowadziła cię tu twoja inteligencja czy może raczej głupota to już nieco inna kwestia – Timar zdawał się wręcz cieszyć z przyłapania mnie w celi.
- Czy ten stan amoku u Meerlandera to Twoja zasługa? – czując, że nie mam zbyt wiele czasu próbowałam wyciągnąć z Timara jak najwięcej informacji.
- Powiedzmy, że pomogłem mu odegrać rolę, jaką przewidziały dla niego siły potężniejsze niż ci się wydaje, ale nie zaprzątaj swojej głowy takimi skomplikowanymi powiązaniami przyczynowo-skutkowymi. Zresztą, nie dane ci będzie długo rozmyślać nad czymkolwiek – w głosie Timara zabrzmiało fałszywe współczucie. Instynktownie zaczęłam przesuwać rękę w kierunku noża – Aaa-aaa-aaa, na twoim miejscu nie robiłbym tego. Wyprzedzam cię o jeden ruch – w jego ręce zabłysnęło ostrze.
- I tak by nikt nie uwierzył, że raniłeś mnie w samoobronie.
- Czyżby? Zastanówmy się nad tym. Rozgoryczona po rozstaniu wartowniczka, widząc nową kobietę u boku swego byłego kochanka postanawia się zemścić i zarzucić mu niekompetencję na służbie, potajemnie uwalniając jeńca. Przyłapana na ucieczce rani mimowolnego świadka zajścia, wydostaje się poza mury miasta i wybiera najniebezpieczniejszą drogę ucieczki: w góry Sarcu. Ale tutaj szczęście ją opuszcza: koń łamie nogę, a ona najpewniej pada ofiarą jakieś ślizgiej grani lub może nawet wilków. Nadal uważasz, że nikt w to nie uwierzy? – jego absurdalny plan przerażał tym bardziej im bardziej prawdopodobny się stawał.
- Greggs będzie coś podejrzewał...
- Podejrzewać może i będzie – Timar przerwał mi gwałtownie – ale nic na pewno nie zrobi. Jest na tyle doświadczony, że nie będzie się mieszał w sprawy o wiele go przerastające – poczułam jak na mojej twarzy rysuje się coraz większe niedowierzanie – Widzę, że coraz więcej faktów zaczyna do ciebie docierać. Tak, moja droga, powinnaś się cieszyć! – Na twarzy Timara zagościł sarkastyczny uśmiech – Właśnie zostałaś mianowana pierwszym kamyczkiem lawiny!
W głowie kotłowały mi się tysiące pytań i dociekań, ale nie zdążyłam zadać żadnego z nich. Poczułam ostry ból  w boku... prawa ręka zamarła w połowie odległości do noża za pasem... Zanim krzyknęłam, silny cios w skroń posłał mnie w mrok nieświadomości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz