Meerlandia

"- Gdy miłość jest jedyną rzeczą, o którą warto walczyć, co masz do stracenia?
- Siebie - odparła z gorzkim uśmiechem..."

Bezpretensjonalne opowiadanie fantasy...

czwartek, 13 stycznia 2011

Część ósma

Dwa gastronomiczne triumfy wprawiły mnie w lepszy nastrój. Gulasz był pyszny a piwo – wypite duszkiem, dla zabicia smaku piwa. Kompanom dopisywał humor, a czas upływał niezauważalnie przy wtórze najnowszych plotek i ogólnych rozmowach o niczym. Ani się spostrzegłam gdy za oknem zrobiło się ciemno. Zapatrzyłam się w światło migające na nierównościach okiennych szyb. Z zamyślenia wyrwała mnie wypowiedziana przez kogoś uwaga o meerlanderze w wartowni.
- Kirst, od kiedy to sprawy poufne omawiamy na głos publicznie? – zbeształ kompana Greggs
- Poufne?...- podchwyciłam wątek i spojrzałam na Greggsa pytająco.
- Nie wiesz? Meerlander został z nie do końca jasnych przyczyn objęty klauzulą T/P – tajne przez poufne
- A kto tak zarządził? – zapytałam na dobre zaintrygowana całą sprawą – I z jakich powodów?
- Mogę ci tylko powiedzieć, że Timar, zanim udał się z raportami, nakazał odizolować jeńca i trzymać język za zębami o całej sprawie – Greggs konfidencjonalnie odrzekł półgłosem – wiem, to zaczyna pachnieć padliną na coraz większą odległość, ale na twoim miejscu nie próbowałbym się dowiadywać więcej ponad to, co nam mowią. Dla własnego dobra poczekajmy i chwilowo poobserwujmy bieg wydarzeń z boku. Dobrze ci radzę, Pustułeczko – spojrzał szczerze i bardzo poważnie w moje oczy – Nie muszę chyba ci przypominać co mowią o ciekawości? – poprawił mój rdzawy szalik i uśmiechnął się ciepło – Miej oczy szeroko otwarte.
Nagle drzwi do karczmy rozwarły się z trzaskiem i do środka wpadł Timar popchnięty wiatrem.
- Czołem wszystkim! – zawołał – Kolejka dla mojej załogi! – powiódł wzrokiem po siedzących koło paleniska tropicielach. Na twarz wypłynął mu wyraz samozadowolenia – Panowie, wybaczcie spóźnienie, ale w drodze tutaj natknąłem się na zjawisko – To powiedziawszy przesunął się o krok i naszym oczom ukazała sie, stojąca dotąd za Timarem, dziewczyna o rumianej twarzy, niewyszukanej urodzie i jasnych włosach splecionych w dwa grube warkocze. Greggs szturchnął mnie dyskretnie:
- Mitti, uszczypnij mnie i powiedz, że Timar najadł się szaleju po drodze do karczmy. Przecież to córka piekarza, Souli. Czy mi się zdaje, czy Timar obniżył wymagania?
- Zależy co klasyfikujesz jako wymagania. W tym przypadku braki urody bez wątpienia równoważone sa zawartością tatowej sakiewki – łyknęłam resztki piwa na otrząśnięcie się ze „zjawiska” zgotowanego przez Timara – może i padlina, o której wspomniałeś zaczyna śmierdzieć coraz bardziej, ale w tej chwili woń pewnego padalca jest zdecydowanie bardziej nie do zniesienia. Zobaczymy się w wartowni. – Zaczęło mi bardzo zależeć, by znaleźć się z dala od Miedzianego Kota. A raczej z dala od Timara i jego tandentnych manifestacji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz