Przeszłam do końca korytarza mijając rzędy podobnych drzwi, prowadzących do takich samych małych klitek z łóżkami. Po skończonej służbie nic wiecej nie jest ci potrzebne – tylko łóżko i trochę ciszy. Co wytrwalsi jeszcze rozprawiali o tym i owym czyli o niczym na parterze wartowni. Reszta juz zaczęła pochrapywać w swoich pokojach. Zamknęłam drzwi za sobą i zaczęłam zdejmować z siebie wartowniczy uniform – płaszcz, pas, nagolenniki, buty, onuce, skórzany kaftan.... Ostrożne kroki zatrzymały się przed moimi drzwiami. Klamka powoli zaczęła się opuszczać, ale drzwi nie otworzyły się. Podeszłam do futryny i cicho lecz stanowczo zapytałam:
- Czego chcesz?
- Nie wpuścisz mnie nawet? – w głosie Timara dało się wyczuć dobry humor.
- Liczysz na coś?
- Być może...
- Co najwyżej na skopanie zadka.
- W twoim wykonaniu to zawsze jest atrakcyjna perspektywa.
Otworzyłam drzwi i spojrzałam na Timara obojętnie. Próbował ukryć zadowolenie z siebie pod miną zbitego psiaka. Z miernym skutkiem.
- Wyglądasz jak pachołek od pasania krów. Stać cię na więcej. – burknęłam
- Masz rację – kłapnął i jednym ruchem zamknął drzwi za sobą. Zaczął szybkimi ruchami zdejmować z siebie ubranie.
- I myślisz że dostaniesz to, na co liczysz? – zapytałam z krzywym uśmieszkiem splatając ręce na piersi.
- Myślę, że z twoim podejściem sam będę musiał sobie wziąć – to mówiąc chwycił mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Zaczął łapczywie całować. Wsunął rękę pod moją koszulę i ścisnął pierś aż syknęłam. Przesunął rękę po brzuchu i za spodnie aż przeszył mnie prąd. Zbił mnie z nóg i runęliśmy na ziemię. Wszystko co robił, robił ruchami krótkimi i zdecydowanymi. Jednym ruchem ściągnął spodnie, chwycił mnie za kark. Był agresywny i silny. Chwyciłam go za wlosy i szarpnęłam.
- Wypościłeś się na tym zwiadzie. I pomyśleć – tylko 3 dni – sarkazm świszczał z każdym słowem. Zaśmiał się.
- Zawsze lubilem gdy stawiałaś opór – Chwycił mnie mocniej i poczułam jak jego mięśnie się napinają jeszcze bardziej. Czułam zapach jego mokrych włosów, potu, woń końskiej sierści. Wbiłam paznokcie w jego plecy. To nagłe, wręcz zwierzęce kochanie z Timarem przestało sprawiać mi przyjemność. Powtórzyłam sobie w głowie co powiedziałam chwilę wcześniej. Wyposzczony. Tak. Stęskniony? Nie... W tym momencie kilka małoistotnych faktów nabrało innego znaczenia. Strząsnięta ręka, ominięcie wzrokiem...
Timar zamarł, wetschnął i opadł ciężko na mnie. Ale po chwili podniósł się na rękach, wstał, naciągnął spodnie, pozbierał resztę ubrania i z półuśmieszkiem skierował się do drzwi. Przekroczył próg, ale spojrzał jeszcze na mnie i zapytał:
- A ty? Na co liczyłaś?... i z tymi słowy wyszedł z mojego pokoju. Wyobraziłam sobie ciężki przedmiot lecący w kierunku potylicy Timara.
- Czego chcesz?
- Nie wpuścisz mnie nawet? – w głosie Timara dało się wyczuć dobry humor.
- Liczysz na coś?
- Być może...
- Co najwyżej na skopanie zadka.
- W twoim wykonaniu to zawsze jest atrakcyjna perspektywa.
Otworzyłam drzwi i spojrzałam na Timara obojętnie. Próbował ukryć zadowolenie z siebie pod miną zbitego psiaka. Z miernym skutkiem.
- Wyglądasz jak pachołek od pasania krów. Stać cię na więcej. – burknęłam
- Masz rację – kłapnął i jednym ruchem zamknął drzwi za sobą. Zaczął szybkimi ruchami zdejmować z siebie ubranie.
- I myślisz że dostaniesz to, na co liczysz? – zapytałam z krzywym uśmieszkiem splatając ręce na piersi.
- Myślę, że z twoim podejściem sam będę musiał sobie wziąć – to mówiąc chwycił mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Zaczął łapczywie całować. Wsunął rękę pod moją koszulę i ścisnął pierś aż syknęłam. Przesunął rękę po brzuchu i za spodnie aż przeszył mnie prąd. Zbił mnie z nóg i runęliśmy na ziemię. Wszystko co robił, robił ruchami krótkimi i zdecydowanymi. Jednym ruchem ściągnął spodnie, chwycił mnie za kark. Był agresywny i silny. Chwyciłam go za wlosy i szarpnęłam.
- Wypościłeś się na tym zwiadzie. I pomyśleć – tylko 3 dni – sarkazm świszczał z każdym słowem. Zaśmiał się.
- Zawsze lubilem gdy stawiałaś opór – Chwycił mnie mocniej i poczułam jak jego mięśnie się napinają jeszcze bardziej. Czułam zapach jego mokrych włosów, potu, woń końskiej sierści. Wbiłam paznokcie w jego plecy. To nagłe, wręcz zwierzęce kochanie z Timarem przestało sprawiać mi przyjemność. Powtórzyłam sobie w głowie co powiedziałam chwilę wcześniej. Wyposzczony. Tak. Stęskniony? Nie... W tym momencie kilka małoistotnych faktów nabrało innego znaczenia. Strząsnięta ręka, ominięcie wzrokiem...
Timar zamarł, wetschnął i opadł ciężko na mnie. Ale po chwili podniósł się na rękach, wstał, naciągnął spodnie, pozbierał resztę ubrania i z półuśmieszkiem skierował się do drzwi. Przekroczył próg, ale spojrzał jeszcze na mnie i zapytał:
- A ty? Na co liczyłaś?... i z tymi słowy wyszedł z mojego pokoju. Wyobraziłam sobie ciężki przedmiot lecący w kierunku potylicy Timara.
a tak wogóle o czym jest ta książka?
OdpowiedzUsuń