Wbrew oczekiwaniom lorda Coulfordta dzień zapowiadał się lepiej niż on sam mógł sobie tego życzyć. A jeszcze nie tak dawno szaro-bury poranek siąpiący deszczem za witrażowym oknem sypialni lorda prognozował równie przygnębiające godziny południowe, wlokące się w kierunku podwieczorku i niezmąconym żadną atrakcją tempem przechodzące w wieczór i noc. Wszystkie te przewidywania straciły na wiarygodności w chwili, gdy do drzwi sypialni niepewnie zapukał, a następnie jeszcze niepewniej zza nich wychylił się sekretarz lorda. Wybełkotał coś o jakimś interesancie, natarczywie domagającym się widzenia w ramach sprawozdań, raportów i czegoś tam jeszcze co Coulfordt wpuścił jednym uchem, a wypuścił drugim. „Ten nowy sekretarz stanowczo jest zbyt płochliwy. Byle handlarzyna przepchnie swoje rację mając przed sobą tę wylęknioną chudzinę” pomyślał ziewając rozciągle.
- Stanowczo obstaje przy żądaniu widzenia z Waszą lordowską mością i dodatkowo nakazał przedłożyć Waszej lordowskiej mości to – wyszeptał sekretarz wyciągając dłoń z niewielkim przedmiotem. Jeden rzut oka na ów przedmiot otrzeźwił lorda jak wiadro zimnej wody wylanej na głowę.
- Szlafrok i buty! Raz!
Coulford wystrzelił z sypialni nie zawiązawszy nawet szlafroka ani butów. Przez ramię rzucał polecenia sekretarzowi na koniec nakazując by nikomu ani słówkiem nie pisnął o porannej wizycie niezapowiedzianego interesanta.
- Nikomu – mruknął tuż pod drzwiami prowadzącymi do hallu. Wzrokiem rozkazał sekretarzowi oddalić się po czym poprawił poły szlafroka na wydatnym brzuchu i wkroczył do hallu zamykając za sobą drzwi. Na środku korytarza stała postać w płaszczu. Coulfordt postanowił zachować spory dystans od gościa aby złagodzić dysproporcje między jego, a swoim wzrostem.
- Z twej natarczywości wnioskuję, że sprawa wygląda na ważną – zaczął Coulfordt obracając w palcach przedmiot wręczony mu przez sekretarza – Lepiej, żeby to było naprawdę ważne.
- W nocy tropiciele pojmali jeńca.
- Też mi rewelacja – żachnął się Coulfordt – nie za takie nowiny ci...
- To meerlander – przerwał mu bez żenady gość
- Meerlander? Tym bardziej nie rozumiem, co w tej sprawie wydaje Ci się takie ważne by korzystać z bespośredniej audiencji – parsknął Coulfordt – Mógł się zapuścić w pobliże Alturmis. To nie jest zabronione.
- Na twoim miejscu zainteresowałbym się dlaczego meerlander został osadzony w lochu. Bo z tego co mi wiadomo, za włóczęgostwo w Alturmis kara się grzywną i po skończonych formalnościach delikwenta wypuszcza.
- To istotnie swego rodzaju nadgorliwość ze strony wartowników.
- Właśnie. Myślę, że dokładny powód osadzenia meerlandera w lochu może cię zafrapować.
- A ty mi nie możesz powiedzieć? Przecież byłeś...
- Nie – uciął gość – Mam cię informować o zajściach mogących mieć jakieś znaczenie dla ciebie, a nie prowadzić za rączkę – dodał, ewidentnie zamierzając zakończyć audiencję.
- Wolałbym jednak, żebyś nie pokazywał się tutaj zbyt często. Nadmiernie odznaczasz się w tłumie jak na mój gust – odparł Coulfordt rzucając obracany w palcach niewielki przedmiot swojemu rozmówcy – jak cię ktoś przyłapie z tym pierścieniem to nie licz na moją pomoc.
- Tak, to byłoby nieszczęście, gdyby ten sygnet powiązał cię z moją osobą.
- Menda z ciebie – burknął Coulfordt – że też cię ziemia nosi za to, jak postępujesz wobec swoi...
- Uważaj! – w oka mgnieniu gość znalazł się przy Coulfordcie z ręką ściągającą poły jego szlafroka – Dobrze się zastanów nad tym co mowisz. Bez wątpienia menda ze mnie, skoro zadaje się z tobą. Ale jeśli komukolwiek wspomnisz o tej rozmowie to bądź pewny, ja znajdę ciebie prędzej niż tropiciele mnie.
To mówiąc wypuścił Coulfordta, odwrócił się na pięcie i zdecydowanym krokiem opuścił hall lorda. Coulfordt poczłapał oddychając ciężko w kierunku ściany i oparł się o nią jedną ręką, a drugą chwycił za serce. Pomyślał, że zakończona właśnie wizyta, jakkolwiek gwałtowna, może zmienić prognozy na przyszłość na bardziej dla niego optymistyczne.
- Stanowczo obstaje przy żądaniu widzenia z Waszą lordowską mością i dodatkowo nakazał przedłożyć Waszej lordowskiej mości to – wyszeptał sekretarz wyciągając dłoń z niewielkim przedmiotem. Jeden rzut oka na ów przedmiot otrzeźwił lorda jak wiadro zimnej wody wylanej na głowę.
- Szlafrok i buty! Raz!
Coulford wystrzelił z sypialni nie zawiązawszy nawet szlafroka ani butów. Przez ramię rzucał polecenia sekretarzowi na koniec nakazując by nikomu ani słówkiem nie pisnął o porannej wizycie niezapowiedzianego interesanta.
- Nikomu – mruknął tuż pod drzwiami prowadzącymi do hallu. Wzrokiem rozkazał sekretarzowi oddalić się po czym poprawił poły szlafroka na wydatnym brzuchu i wkroczył do hallu zamykając za sobą drzwi. Na środku korytarza stała postać w płaszczu. Coulfordt postanowił zachować spory dystans od gościa aby złagodzić dysproporcje między jego, a swoim wzrostem.
- Z twej natarczywości wnioskuję, że sprawa wygląda na ważną – zaczął Coulfordt obracając w palcach przedmiot wręczony mu przez sekretarza – Lepiej, żeby to było naprawdę ważne.
- W nocy tropiciele pojmali jeńca.
- Też mi rewelacja – żachnął się Coulfordt – nie za takie nowiny ci...
- To meerlander – przerwał mu bez żenady gość
- Meerlander? Tym bardziej nie rozumiem, co w tej sprawie wydaje Ci się takie ważne by korzystać z bespośredniej audiencji – parsknął Coulfordt – Mógł się zapuścić w pobliże Alturmis. To nie jest zabronione.
- Na twoim miejscu zainteresowałbym się dlaczego meerlander został osadzony w lochu. Bo z tego co mi wiadomo, za włóczęgostwo w Alturmis kara się grzywną i po skończonych formalnościach delikwenta wypuszcza.
- To istotnie swego rodzaju nadgorliwość ze strony wartowników.
- Właśnie. Myślę, że dokładny powód osadzenia meerlandera w lochu może cię zafrapować.
- A ty mi nie możesz powiedzieć? Przecież byłeś...
- Nie – uciął gość – Mam cię informować o zajściach mogących mieć jakieś znaczenie dla ciebie, a nie prowadzić za rączkę – dodał, ewidentnie zamierzając zakończyć audiencję.
- Wolałbym jednak, żebyś nie pokazywał się tutaj zbyt często. Nadmiernie odznaczasz się w tłumie jak na mój gust – odparł Coulfordt rzucając obracany w palcach niewielki przedmiot swojemu rozmówcy – jak cię ktoś przyłapie z tym pierścieniem to nie licz na moją pomoc.
- Tak, to byłoby nieszczęście, gdyby ten sygnet powiązał cię z moją osobą.
- Menda z ciebie – burknął Coulfordt – że też cię ziemia nosi za to, jak postępujesz wobec swoi...
- Uważaj! – w oka mgnieniu gość znalazł się przy Coulfordcie z ręką ściągającą poły jego szlafroka – Dobrze się zastanów nad tym co mowisz. Bez wątpienia menda ze mnie, skoro zadaje się z tobą. Ale jeśli komukolwiek wspomnisz o tej rozmowie to bądź pewny, ja znajdę ciebie prędzej niż tropiciele mnie.
To mówiąc wypuścił Coulfordta, odwrócił się na pięcie i zdecydowanym krokiem opuścił hall lorda. Coulfordt poczłapał oddychając ciężko w kierunku ściany i oparł się o nią jedną ręką, a drugą chwycił za serce. Pomyślał, że zakończona właśnie wizyta, jakkolwiek gwałtowna, może zmienić prognozy na przyszłość na bardziej dla niego optymistyczne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz